Van Gogh. Życie
Steven Naifeh, Gregory White Smith
Wydawnictwo: Świat Książki
Od zawsze interesuję się sztuką malarską, obrazami z
poprzednich epok, a także współczesnymi. Obecnie miłe dla mojego oka i umysłu
są obrazy m.in. Beksińskiego, Moneta, Rubensa i oczywiście Vincenta van Gogha.
Gdy zobaczyłam w księgarni książkę Van
Gogh. Życie autorstwa Steven Naifeh i Gregory White Smith, od razu
zapragnęłam ją mieć.
Myślałam, że to będzie po prostu kolejna zwykła, nieciekawa
książka biograficzna z jakimi miałam dotychczas styczność. Ale się myliłam.
Vincent był człowiekiem nieśmiałym i „innym”, przez co
osamotnionym. To, że zachowywał się inaczej niż inni ludzie, świadczyło o tym, że
wszyscy postrzegali go jako wariata i dziwaka. Oczywiście były wyjątki, ale to
i tak nie wystarczy. Bolało go niezrozumienie ludzi. Bo on naprawdę doceniał
każdy detal na tym świecie, każdy płatek kwiatka, każde stąpnięcie po trawie,
każdy promyk słońca. Umieszczał to wszystko na swoim obrazie, bo to kochał. Dla
Vincenta każdy szczegół był wyjątkowy i nie ignorował go tak, jak jego ludzie.
Zauważał wszystko, co ma obok siebie i to doceniał.
Jego brat Theo „kładł pieniądze” na jego rozwój, m.in.
kupując mu farby do malowania i płótna. Robił to nawet jeśli nie powodziło mu
się zbyt dobrze i nie miał czasami co jeść z żoną i z dziećmi. Ogromnie się
kochali, to była piękna braterska miłość. Vincent cały czas żył z ukrytą myślą,
że jest ciężarem dla swojego brata i dopiero w wieku trzydziestu kilku lat zdał
sobie z tego całkowicie sprawę. Strzelił do siebie z pistoletu kolegi. Strzelił
w brzuch, dlatego wszyscy się dziwili, dlaczego tam jeśli chciał umrzeć, a nie
w głowę by było jak najszybciej po wszystkim. Po pierwsze zrobił to dlatego, że
zawsze był inny od wszystkich i też chciał to zrobić inaczej, a po drugie
myślę, że chciał się pożegnać. Bo po postrzale doczołgał się do gospody, w
której nocował i tam zmarł. Na łożu śmierci opowiadał, że chce umrzeć, bo tak
będzie najlepiej dla wszystkich. Jego brat Theo po śmierci Vincenta był
tak strasznie zdruzgotany i przygnieciony tym wszystkim, że sam wkrótce, po
sześciu miesiącach zmarł.
Vincent
van Gogh był taką osobą, których już od dawna brakuje na tym świecie. Tacy jak
on zdarzają się rzadko. Ogromnie go doceniam od zawsze i kocham jego obrazy, to
jak przelewał na płótno całą miłość do natury, jaką widział naokoło siebie. Ale
przede wszystkim Vincent był niesamowicie samotny. I to stanowiło chyba jego
największy problem. To osamotnienie nie do zniesienia.
Ta
książka idealnie opisuje całe życie Vincenta, od początku aż do końca. Na tych
kartkach czuć przejmujący ból, jaki posiadał malarz. Czytelnik znajduje się w
samym środku akcji przeróżnych wydarzeń, a wszystko opisane jest w sposób łatwy
i ciekawy.
Książka
Van Gogh. Życie zachwyciła mnie
dogłębnie. Polecam każdemu, kto tak jak ja,
tęskni za pięknym okazywaniem uczuć względem otaczającego nas świata.
„Kochać to także umieć się rozstać. Umieć pozwolić komuś odejść, nawet jeśli darzy się go wielkim uczuciem. Miłość jest zaprzeczeniem egoizmu, zaborczości, jest skierowaniem się ku drugiej osobie, jest pragnieniem przede wszystkim jej szczęścia, czasem wbrew własnemu.”
- Vincent van Gogh
Blackie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz